niedziela, 3 stycznia 2016

Anioł :)

Gdy byłam malutka wierzyłam w anioła stróża. Wierzę, że nie ja jedyna :)
Wierze w niego dalej jednak po latach nabrał troszkę innego wyglądu :)
Kiedyś dla mnie był nie widzialny, ale wyobrażałam sobie, że ma ludzką postać, jest piękny, ma skrzydła, aureolę taki aniołek, któremu mogę wszystko powierzyć i zawsze nade mną czuwa  :)
Wiadomo dzieci mają wyobraźnię :)
Dziś dalej wierze w anioły jednak mają troszkę inną postać lecz nadal ludzką :)
Wyglądają troszkę inaczej, bo nie mają skrzydeł i aureoli i trudno odróżnić ich od zwykłych prostych ludzi.
I każdy z nas takich ma.
Ja dziś opowiem o moich. Nawet tych upadłych, które mnie opuściły jednak kiedyś były i nade mną czuwały.
Bardzo łatwo zostać czyimś upadłym aniołem, trudniej już czuwającym.
Bardzo łatwo nam jest odtrącić naszych aniołów, a jeszcze trudniej ich zdobyć lub stać się aniołem kogoś innego.
Dziś chcę Wam opowiedzieć o moich aniołach, każdy z nas je ma. Bliżej niż nam się wydaje, często ich nie dostrzegamy i nie doceniamy, a one jednak czuwają.

Moim pierwszym aniołem jest moja mama.

Tata też kiedyś nim lecz zostawił nas, nie podołał zadaniu, stał się upadłym aniołem. Jednak wierze, że nad nim teraz ktoś czuwa i się nie poddaje.
Ale wróćmy do mamy. Mama jest zawsze, nie ważne co by się nie działo.
Stałą się aniołem gdy tylko przyszłam na świat, gdy dostaliśmy diagnozę.
Zabiegi, operacja, zawsze była i pilnowała, czasem nie miała wpływu na niektóre rzeczy, ale jej sama obecność wystarczyła.
Gdy poszłam do gimnazjum zaczęłam odtrącać mojego anioła.
Byłam bardzo zbuntowanym dzieckiem, kiedyś nie dbałam o swoje zdrowie, chciałam  żyć jak swoi rówieśnicy, zdarzyło mi się zapalić papierosa, wypić piwo.
Mimo wielu łez i ran mama była, czuwała i nigdy nie opuściła.
Dziś, nawet jeśli razem już nie mieszkamy czuwa, czy jest mi dobrze, jak się czuje.
Nie ma dnia byśmy do siebie nie dzwoniły :)
Ale to nie znacz, że na co dzień nie mam innego anioła :)
Mam! :)
Mąż.
Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś może tak mocno mnie pokochać i zatroszczyć się o mnie.
Za nim Go poznałam odtrącałam chłopków, no bo po co mam być dla kogoś ciężarem? Przecież nikt nie pokocha mnie z chorym sercem, z bliznami, trzeba jeździć do lekarzy, muszę odmawiać sobie niektórych rzeczy, muszę czasem bardzo na siebie uważać. No ciężar.
Takie myślenie głupiej nastolatki.
Mojego Ł. też na początku nie traktowałam poważnie.
Byłam niemal pewna, że jak każdy inny zniknie z mojego życia, znajdzie zdrową, pełną sił dziewczynę, założą rodzinę, będzie miał gromadkę dzieci.
Ale on był, cały czas.
Rok po naszym poznaniu trafiłam ostatni raz do CZD.
Był to piątek.
Założyli mi holter na 48h.
A on? W sobotę przyjechał do mnie do szpitala, przyjechał do mnie te 200km. Nie przeszkadzało mu to, że widzimy się w takim miejscu , że wyglądam jak wyglądam. Chciał być przy mnie. Wiedzieć, że wszystko jest w porządku.
Pojechał wieczorem, a na drugi dzień w niedziele koło południa... przyjechał znów (!)
I znów pojechał wieczorem.
W poniedziałek dowiedziałam się, że mam arytmię i włączono mi nowe leki i zostałam poi, że na drugi dzień zostaje wypisana do domu.
Napisałam Ł. sms, że wychodzę jutro i jeśli chce i może  niech przyjedzie w środę po pracy (dzieliło nas 60 km)
Co zrobił? Wziął wolne w pracy na wtorek i środę i przyjechał z moimi rodzicami po mnie do szpitala i został do środy.
Po tych wydarzeniach zaczęłam patrzeć inaczej na świat.
Były dla mnie takim bodźcem, dzięki któremu zaczęłam traktować swojego chłopaka inaczej, pomyślałam, że będzie co będzie, jeśli mu to nie przeszkadza i chcę się ze mną w to pakować ;) to proszę ja Go bardzo :)
Jesteśmy razem ponad 5 lat. Nie ma dnia, żeby nie zadzwonił w przerwę gdy jest w pracy.
Zawsze pyta czy leki wzięte i jak się czuję. :)
Może to się wydawać troszkę uciążliwe i... upierdliwe :D
ale on taki jest i takiego Go kocham :)
Gdy jestem u mamy i wie, że mam jakieś wyjście czy wyjazd do lekarza stara się wszystko ustawić tak aby ktoś ze mną był - nie zawsze się da, ale często stawia w gotowości moją przyjaciółkę, która mieszka koło mojej mamuśki hehe :)
Po wydarzeniach z lipca tam tego roku gdy bardzo często łapała mnie migrena z aurą po za domem boi się i wcale mu się  nie dziwie, bo sama ja się boję heh...
Ale, ale nie popadajmy w paranoję :D
Często jak mnie coś boli, kuje, piecze czy coś w ten deseń krzyczy na mnie, żebym nie panikowała i isę uspokoiła bo tyle razy lekarze mi tłumaczyli, że przy mojej wadzie i po operacji to normalne.
Dobrze, że znalazłam (hmm a może to on mnie znalazł ;) ) anioła, bo ja sama już bym się tysiąc razy do grobu wpędziła. ;)
Dbamy o siebie na wzajem.
Czuję, że ja też jestem jego takim małym aniołkiem stróżem. :)
Na początku naszej znajomości był zupełnie innym człowiekiem,wyciągnęłam Go z towarzystwa, które nie jest zbyt ciekawe ;/
Nie chcę nikogo zmieniać i tego nie robiłam on sam dla mnie tego chciał, a ja byłam jego powodem do tego by zmienić towarzystwo :)

Kochani wierze, ze każdy z Was ma tutaj wśród nas takich aniołków i sami jesteśmy nimi dla kogoś :)

Jeśli ktoś jeszcze nie odnalazł swojego anioła to znajdzie go na pewno, tylko  trzeba rozejrzeć się i mieć oczy i uszy otwarte, bosą bliżej niż nam się wydaje! :)
Jeśli już je macie dbajcie o nich, bo są najcenniejszym darem! :)
I starajcie się  być aniołami  dla innych.
Pamiętajcie, dobro wraca z podwójną siłą! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz